Powiedzieli mi, że będę tatusiem. Nie za bardzo rozumiem jak zostaje się tatusiem, ale jeśli tak jak myślę, to fajnie jest zostawać tatusiem!
Na wspomnienie pięknej sznaucerki Sary, jeszcze dziś robi mi się ciepło na sercu.
Kiedy Majka powiesiła na ścianie zdjęcie jakiegoś kudłatego, rozczochranego malucha, jeszcze nie przeczuwałem, co się święci. Ale sytuacja z każdym dniem się pogarszała.
Najpierw pojawił się wiklinowy koszyk, a w nim pojawiła się mięciutka poduszeczka. Poduszeczka była super, ale trudno było mi ułożyć się w tym koszyku.
Zaraz z resztą zostałem przepędzony i poduszeczka się marnowała, leżąc sobie tak w tym koszyku bez sensu.
Potem, nie wiadomo dlaczego, Majka umyła wszystkie moje zabawki. Przyjąłem to ze zdenerwowaniem, bo jak wiadomo nie ma nic lepszego niż sflaczała, oblepiona błotem gumowa piłka, albo stara linka, poszarpana i uflagana do granic możliwości.
No i pewnego lipcowego dnia, stało się.
Mój syn Gustaw przybył do naszego domu na rękach Majki.
I to ma być sznaucer olbrzym? O na świętego Azora, nie spisałem się!
No dobra już go zobaczyłem, teraz go zabierzcie tam, skąd przybył!
Taki obciach w całej okolicy. Mój syn, jakieś małe, poczochrane nic. Za to uszy do samej ziemi i ten ogon, o rany jak można mieć taki długachny ogon!
Wyobrażacie sobie, że on pierwszego dnia zgubił się w naszym ogrodzie? Ja jestem tu już 7 lat i nigdy się nie zgubiłem!
Chociaż jakby tak spojrzeć z innej strony….. Chyba mnie poznał, bo tak jakoś się do mnie przytulił. No i to spojrzenie jego oczu, hej mały ty chyba jednak jesteś sznaucerem.
Żegnajcie spokojne dni, słoneczne poranki, sielskie wieczory, czuję, ze czeka mnie wiele pracy. Ale też czuję, ze jesteśmy sobie pisani i czeka nas wspaniałe życie. Odtąd będziemy razem na zawsze – ja Maximus i mój syn Gustaw – sznaucer olbrzym.
Będę tatusiem!