Powiem wam, że ogólnie to ja lubię ten kwiecień.
Jest już ciepło, chodzimy na dłuższe spacery, mogę częściej wylegiwać się na trawce w ogródku, ale przede wszystkim te imprezy! Teraz właśnie zbliżają się chyba jakieś święta…Wnioskuję to po nerwowym zamieszaniu, które już zapanowało w naszym domu, do kuchni wjeżdżają torby pełne jedzenia, podłoga w łazience zaraz zacznie śmierdzieć wiosennym kwieciem, albo limonką, zależy co się Wojtkowi wleje do wiadra. Staram się zbytnio nie zawadzać, ale rozumiecie, że nie mogę usiedzieć spokojnie widząc na stole pęta białej kiełbasy i soczyste mięsa do pieczenia. Istny obłęd! Zapach ciasta, chrupiące orzeszki, łopatki od miksera spowite aksamitnym kremem……… czuję, że ocieram się o krawędź szaleństwa. Do tego pojawią się goście, jedna babcia z pasztetem, druga babcia pewnie z nadziewanym kurczakiem, a i ciocia Basia z gołą ręką nie przyjdzie. Nie wiem jak ja to wytrzymam. A to dopiero początek! W kwietniu mam jeszcze imieniny Agnieszki i Wojtka. Na wspomnienie pachnących, soczystych kawałków grillowanego mięska przechodzą mnie dreszcze. Ludzie całkiem fajnie to sobie wymyślili, niestety imienin psa nikt nie obchodzi. Chociaż przyznaję, że w urodziny o mnie pamiętają, ciekawe co mi wymyślą w tym roku?
1 czerwca kończę przecież 5 lat!
P.S. A to był mój urodzinowy tort!