Dzisiaj dostałem list od cioci Basi.
Przyjąłem te wiadomości z godnością, choć wszystkie pchły się we mnie zatrzęsły, po prostu.
List jest taki:
Maksiu! Możesz być dumny ze swojego syna. Dzisiaj przyjechał w gości do Burki i bardzo grzecznie się zachowywał. Nawet niezbyt często wąchał ją pod ogonem. Na spacerze puszczał ją przodem, jak na prawdziwego „dżentelmena” przystało. Dużo nie jadł i nie wypił, nie zabierał zabawek, nie zrobił sobie toalety z mojego ogródka. Wracaj do zdrowia i nie martw się bo masz godnego następcę. Dobrze go wychowałeś. Burka przesyła całuski na dobranoc i już idzie się schować pod Bartka łóżko, bo jakaś burza się zbliża
Droga ciociu Basiu,
A z czego ja niby mam być dumny?
Że syn własny, osobisty mnie wyrolował?
Pojechał sobie na wycieczkę do Burki, a mnie zostawił jak za przeproszeniem psa jakiegoś starego!
Spacerowali sobie po polach i łąkach kwiecistych, a ja tu co miałem w zamian, no co?
Osikaną trawę w ogródku i starą jabłonkę!
Zgoda, jestem kulawy i pocerowany, ale już całkiem nieźle sobie radzę i też mi się cos od życia należy! Jestem rozżalony!
I jeszcze ci powiem ciociu Basiu, że jak on, ten mój syn marnotrawny szalał sobie z Burką, to ja zjadłem mu wszystkie nogi od kurczaka pieczonego i jak wrócił to miał tylko tą wychudzoną porcję rosołową z niedzieli. O tak!