Bardzo lubię swój domek i okolicę, ale wszystko tu znam na wylot.
Dlatego uwielbiam, kiedy zabierają mnie na pocztę. Poczta to jest takie coś, gdzie najpierw idziemy nowymi ulicami, a potem już jesteśmy i jest dużo bardzo wysokich domów, dużo nowych zapachów, nowi kumple i nowe koty. Majka zawsze wchodzi w takie szklane duże drzwi, ale jeszcze nie wiem po co, bo mnie nie zabiera. Ja zostaję z Wojtkiem i robimy rundę po uliczkach i skwerach wokół tych wysokich domów. Zawsze spotykam mnóstwo nowych kumpli, odkryłem też taki mały trawniczek, gdzie spotykają się koty. Kotów nie wolno mi gonić, a ponieważ jeszcze nigdy nie posłuchałem tego polecenia, Wojtek przypina mnie do smyczy, a jak wiecie wtedy możliwość gonienia czegokolwiek jest znacznie ograniczona.
To znaczy moglibyśmy pogonić razem, ale mimo moich wyraźnych sygnałów, Wojtek nie ma zamiaru biegać ze mną po trawniku.
Tak jak mówiłem, muszę jeszcze nad nim popracować.
Czasem jedziemy na pocztę samochodem i wtedy najczęściej poczta połączona jest z odbiorem jedzenia. To znaczy Majka odbiera nasze jedzenie w takim wielkim domu z czerwonym dachem, a my z Wojtkiem mamy jeszcze trochę czasu dla siebie no i mnóstwo kół samochodowych do obsikania.
Ostatnio odkryłem, że jeśli nie wsiądę do samochodu, tylko położę się na asfalcie są dla mnie bardzo mili, aha i najlepiej jak położę się na środku drogi i udaję kamień.
Muszę to jeszcze dopracować, żeby nie załatwiali sprawy czułymi słówkami, no powiedzmy przynajmniej jakieś małe ciasteczko.
Spacer