Za szafą, w spiżarni stoi coś takiego fioletowego. Wojtek woła na to Drabinka. To coś jest chyba spokrewnione z tym dużym, drewnianym z garażu, na co wołają Drabina.
To tak jak Ja i Gustaw – mój syn.
Drabinę bardzo lubię. Wojtek wyciąga ją wiosną i opiera o kumpla, co się Trzepak nazywa. Uczy mnie drzewka podcinać. Godzinami się tak bawimy. To znaczy Wojtek obcina gałęzie i rzuca do mnie, ja je rozwlekam po całym ogrodzie. Majka musi je zbierać i chyba trochę mniej się bawi. Mój druh, Lord pokazał mi jak się na drabinę wchodzi, jak można z niej skakać. Nawet raz to mi się udało zejść tyłem. No prawie udało, w ostatnim momencie spadłem na trawę. Ale młody byłem, wiec nie bolało.
Pamiętam jak z Wojtkiem budowaliśmy nową kuchnię. To były czasy! Gustaw to nawet nie dosięgał do parapetu! A ja z Agnieszką bawiłem się w berka. To znaczy pozwalałem się jej gonić po całym ogrodzie i udawałem, że się cieszę, kiedy mnie złapie. Ale ciiii, nie mówcie jej o tym. Bo ja to uwielbiam bawić się z Agnieszką.
Ale, ale o kuchni mówiłem. Więc jak budowaliśmy ściany i bardzo się kurzyło to Wojtek zakleił drzwi folią. Siedziałem na trawniku i dumałem jak tam do niego wejść przez okno. Oczywiście wskoczyłbym jednym susem, ale nie chciałem denerwować Majki. No i jakoś mnie w tym okresie w krzyżu pogięło. To od pilnowania Gustawa było wszystko! Bo ja to jak sam byłem, to nic mnie nie bolało… No i jak tak siedziałem to wydumałem, że wystarczy Drabinę o okno oprzeć. No, ale jak to Wojtkowi powiedzieć? Szczekałem, piszczałem, a on nic. Pokazywałem nosem drabinę – no nic nie pomagało. Tyle lat i nie rozumie najprostszych słów. W końcu podbiegłem i wszedłem sam na drabinę. Poskutkowało! Agnieszka mnie zrozumiała! Od razu podstawiła mi drabinę do okna. No i się zaczęło! Posyłali mnie po śrubki i młotek, byłem niezastąpiony!
Przecież gdyby nie ja, to jakby Wojtek sam zrobił mój ulubiony narożnik przy kaloryferze?
Spisała Agnieszka